Straty NATO i Wojsk Jugosławii

Rate this post

kontynuujemy pracę magisterską o byłej Jugosławii

NATO rozpoczynając naloty dysponowało ok. 650 samolotami, a pod koniec 78-dniowej wojny było ich już ok. 1600. Z tego ok. dwie trzecie to samoloty bojowe, a resztę stanowiły wspomagające, np. tankowce powietrzne, latające posterunki dowodzenia i stacje przekaźnikowe, samoloty wywiadowcze. Siły zbrojne Jugosławii, piąta potęga militarna w Europie, skrupulatnie liczyły trafienia i rozbicia rakiet różnych typów i natowskich samolotów. Według danych zebranych przez 3 armie, marynarkę, lotnictwo i obronę przeciwlotniczą Jugosławii, NATO straciło 128 samolotów bojowych, 14 helikopterów, 62 samoloty bezzałogowe i ponad 454 pociski sterowane.

Jest to stan strat NATO na kilka do kilkunastu dni przed zakończeniem nalotów, więc według tego źródła, mogło być ich w sumie więcej. Dane nie wliczają samolotów i pocisków, których uszkodzenie nie było widoczne dla sił jugosłowiańskich i które lądowały lub rozbiły się poza granicami Jugosławii. W tej kwestii NATO stanowczo odżegnuje się od tych liczb, podając własne, według których armia jugosłowiańska strąciła tylko dwa załogowe samoloty i 80 bezzałogowych, a pozostałe maszyny zostały zniszczone na skutek wypadku.

Tabela 5. Lista strat poniesiona przez NATO (wg oficjalnych danych NATO).
Lp. Data Typ samolotu Przynależność Uwagi
1. 27 III 99 F-117A 82-0806/HO armia USA
2. 07 IV 99 Hunter UAV armia USA
3. 13 IV 99 CL-289 UAV armia niemiecka
4. 14 IV 99 CL-289 UAV armia niemiecka
5. 15 IV 99 CL-289 UAV armia niemiecka
6. 18 IV 99 RQ-1A UAV armia USA
7. 26 IV 99 AH-64A armia USA Albania (misja ćwiczebna)
8. 01 V 99 AV-8B US armia USA M.Adriatyckie(m. ćwiczebna)
9. 02 V 99 F-16C 88-0550/AV armia USA
10. 05 V 99 AH-64A armia USA Albania (misja ćwiczebna)
11. 13 V 99 2x UAV nieznana
12. 17 V 99 CL-289 UAV armia niemiecka
13. 20 V 99 RQ-1A UAV armia USA
14. 21 V 99 Hunter UAV armia USA
15. 22 V 99 Hunter UAV armia USA
16. 27 V 99 Crecerelle UAV armia francuska
17. 28 V 99 Hunter UAV armia USA
18. 30 V 99 CL-289 UAV armia niemiecka
19 08 VI 99 1x UAV nieznana
20 11 VI 99 Hercules C.1 XV298 RAF Albania (wypadek nastąpił już po zakończeniu nalotów)
Źródło: War over Yugoslavia, members.tripod.com/YUModelClub/war_over_yugoslav/list2.htm

W ostatnich dniach nalotów coraz więcej mówiło się o wyczerpaniu Jugosławii wojną, o coraz liczniejszych dezercjach z wojska, o brakach żywności i lekarstw, braku paliw, wyposażenia, braku woli i ducha walki wśród żołnierzy i ludności cywilnej, która coraz głośniej zaczynała domagać się od władz w Belgradzie zakończenia wojny.

NATO podawało także jeszcze w czasie wojny straty jakie w wyniku „chirurgicznych uderzeń” z powietrza poniosły siły lądowe armii jugosłowiańskiej. Według podanych do publicznej wiadomości danych ogłoszonych po 70 dniach nalotów, NATO podawało następujące straty jakie w wyniku powietrznej kampanii poniosły siły jugosłowiański:

– 314 dział, 203 transportery opancerzone, 120 czołgów;
– ponad 100 samolotów i helikopterów;
– 14 posterunków dowódczych;
– 38 proc. serbskich przekaźników radiowych;
– 40 proc. zakładów zbrojeniowych
– 9 lotnisk wojskowych, zmniejszając o 69 proc. ich zdolności operacyjne;
– 30 proc. składów amunicji;
– 34 mosty drogowe i 11 kolejowych;
– 37 składów i wytwórni paliwa;
– 57 proc. budynków wojskowych (koszary, magazyny itp.).

Według danych ogłoszonych przez szefa sztabów sił zbrojnych USA gen. Henry’ego Sheltona, tuż po wstrzymaniu nalotów straty wroga wynosiły: około 120 czołgów, około 220 transporterów oraz „do 450 dział i moździerzy”. Liczby te, na skutek śledztwa przeprowadzonego przez amerykański tygodnik „Newsweek” uległy szokującemu wręcz zmniejszeniu. Okazało się, że po 78-o dniowej kampanii, na którą wydano olbrzymie pieniądze, straty wojsk jugosłowiańskich są wręcz żałosne. Opierając się na raporcie sił powietrznych USA o „sprawdzalnej” liczbie zniszczonych ruchomych celów wojskowych, „Newseweek” podaje straty wroga liczące: 14 czołgów, 18 transporterów opancerzonych i 20 dział artyleryjskich. Artykuł ten, opublikowany na początku maja, wywołał wielkie zainteresowanie wprowadzając tym samym naczelne dowództwo sił NATO w olbrzymie zakłopotanie.

W końcu czerwca 30-osobowy, w większości amerykański „zespół oceny skuteczności amunicji” doszukał się w Kosowie ujawnionej przez „Newsweeka” żałośnie niskiej liczby pozostałości po ruchomych celach. Po drugiej wizycie i skrupulatnej analizie informacji z innych źródeł – na podstawie mniej oczywistych śladów, zdjęć wykonanych przez sojusznicze samoloty w czasie operacji, informacji wywiadowczych i zeznań świadków – eksperci wojskowi tylko nieznacznie skorygowali optymistyczny bilans Sheltona. Ich raport końcowy przedstawił w połowie września Radzie NATO i prasie w Brukseli ówczesny naczelny dowódca sił sojuszniczych w Europie, odesłany dziś w stan spoczynku amerykański generał Wesley Clark: 93 czołgi, 153 transportery, 389 dział i moździerzy. Prócz tego 339 ciężarówek używanych przez żołnierzy i specjalną policję serbską.

Tej ostatniej liczby „Newsweek” nie kwestionuje. Clark przyznał wtedy, że chodzi o trafione cele, choć niekoniecznie całkowicie zniszczone. Ale specjalnie tego nie podkreślał, więc wielu dziennikarzy o tym zapomniało. Przypomniał to im, w wyniku rozgłosu jaki sprawa ta nabrała, szef Komitetu Wojskowego NATO włoski admirał Guido Venturoni. „W raporcie końcowym oceniliśmy, że trafiliśmy przynajmniej tyle celów. Nie jesteśmy pewni, czy wszystkie je zniszczyliśmy i napisaliśmy o tym w raporcie” – podkreślił szef najwyższego rangą organu wojskowego sojuszu. „Myślę, że była to uczciwa konkluzja. Nie sądzę, by było to kłamstwo” – dodał. W czerwcu Clark nie ukrywał też, że sojuszowi nie jest znana dokładna liczba wszystkich potencjalnych ruchomych celów, zwłaszcza że ukrywano je i przemieszczano. NATO zakładało, że Serbowie dysponowali w Kosowie 350 czołgami, 450 transporterami, 600 ciężarówkami, 750 działami i moździerzami.

Podobna sytuacja wygląda w przypadku ocen strat jakie poniosły Siły Lotnicze Jugosławii. Rezygnując z podawania niepewnych liczb w tabeli 6 ujęto straty lotnictwa jugosłowiańskiego potwierdzone przez obie strony konfliktu.

Pytanie o straty pojawiło się od pierwszego dnia nalotów na serbskie cele wojskowe i strategiczne. Opinia publiczna, a pod jej wpływem także politycy stawiający zadania wojskowym, niecierpliwili się w nadziei, że bombardowania – jeśli nawet nie skłonią Miloševicia do natychmiastowej kapitulacji – jakimś cudem błyskawicznie sparaliżują wojsko i policję serbską w Kosowie i zmuszą je do zaprzestania represji. Niezależni eksperci wojskowi już wtedy ostrzegali, że pod presją opinii publicznej, zaszokowanej telewizyjnymi obrazami katastrofy humanitarnej w Kosowie, NATO „przeskakuje etapy” zaplanowanej operacji powietrznej i „działa wbrew logice wojskowej”.

Luc De Vos, profesor Królewskiej Szkoły Wojskowej w Brukseli i Uniwersytetu Katolickiego w Lowanium tłumaczył wtedy, że w pierwszej fazie operacji należało unieszkodliwić obronę powietrzną, ośrodki łączności i niektóre centra dowodzenia. Dopiero druga faza przewidywała niszczenie zgrupowań wojsk, a także linii łączności między Jugosławią a Kosowem – mostów, linii kolejowych, zbiorników paliw. Ale w tej fazie, jeśli chce się być skutecznym w zwalczaniu konwojów czołgów, transporterów i ciężarówek powinno się, zdaniem wielu specjalistów w tym i profesora de Vosa, latać na niższych wysokościach i używać klasycznych bomb. Piloci narażaliby się jednak wówczas na znacznie większe niebezpieczeństwo niż w pierwszej fazie, zwłaszcza że nie zniszczono wszystkich radarów i poukrywanej w górach artylerii przeciwlotniczej, a na takie ryzyko niewiele rządów mogło i chciało się zdobyć.

Tabela 6. Straty samolotów jugosłowiańskich (uwzględniające wyłącznie zbieżne informacje pochodzące z NATO i Jugosławii)
Data Samolot Ranga i nazwisko pilota   Zestrzelony przez

(miejsce)

1. 24

marzec

MiG-29B Pułkownik Milorad Milutinović 'Grof’ katapultował się holenderski F-16AM J-063

F-15C

F-15C

2. MiG-29B Major (awansowany na pułkownika) Ilje Arizanov katapultował się
3. MiG-29B Major (awansowany na pułkownika) Nebojša Nikolić katapultował się
4. J-22 Pułkownik Zivota Djurić zginął ?
5. 26 marzec MiG-29B Major (awansowany na pułkownika) Slobodan Perić katapultował się F-15C 84-0014/LN 493FS
F-15C 86-0156/LN 493FS
6. MiG-29B Kapitan I Klasy (awansowany na majora) Zoran Radosavljević zginął
7. MiG-21FK ? ? 5 km na południe w okolicach Loznicy bliski granicy z Republiką Serbską
8. 4 maj MiG-29B Pułkownik Milenko Pavlović zginął F-16C 91-0353/SW 78FS
9.   MiG-21 ? ? Batajnica
Źródło:War over Yugoslavia, members.tripod.com/YUModelClub/war_over_yugoslav/yugoslavloses.htm

Jeśli chodzi o prawdziwy bilans strat poniesionych w tej wojnie, to przyznać należy chyba rację profesorowi De Vos, że prawda o stratach sił serbskich w Kosowie „leży pośrodku” i zapewne nigdy jej nie poznamy: „Oficjalny bilans końcowy NATO jest na pewno nieco przesadzony. Raport „Newsweeka” nie uwzględniał z kolei tego, co Serbowie mogli wywieźć, wycofać. Ale warto przede wszystkim pamiętać, że ataki na czołgi i inne cele ruchome miały w tym wypadku przede wszystkim uniemożliwić im dalszy udział w pacyfikacji ludności Kosowa. Jeśli nawet skutkiem bombardowań było tylko pochowanie sprzętu czy wycofanie go bez zniszczeń, to osiągnięto zasadniczy cel. W całej tej dyskusji traci się też z widoku to, że Milošević w końcu się ugiął, choć na pewno nie wskutek strat poniesionych przez siły serbskie w Kosowie, lecz raczej w obawie przed inwazją lądową”.

Konferencja pokojowa w Rambouillet

5/5 - (2 votes)

kontynuacja pracy magisterskiej z poprzedniego miesiąca

Rozejm, na który Belgrad wyraził zgodę pod groźbą nalotów NATO w połowie października 1998 r. nie był przestrzegany. Do bardzo poważnych starć – spowodowanych zabiciem serbskiego policjanta przez albańskich bojowników- doszło w końcu grudnia 1998 roku w kilku wsiach na północ (30- 40 km) od Prištiny. Na początku stycznia Serbowie zablokowali drogi przejazdowe do tego miasta, po tym jak separatyści albańscy zastrzelili ich strażnika w kopalni węgla Belačevac. Potem walki rozgorzały w rejonie Podujeva (ok. 30 km na północ od Prištiny), gdzie Serbowie korzystali ze wsparcia artylerii. Ich bezpośrednim powodem było zabicie trzech policjantów oraz uprowadzenie ośmiu żołnierzy Wojsk Jugosławii przez zwiadowców Armii Wyzwolenia Kosowa.

Gdy po długich pertraktacjach uwolniono serbskich żołnierzy, a Belgrad- w geście dobrej woli- wypuścił na wolność dziewięciu Albańczyków, których aresztowano w końcu grudnia 1998 roku (z bronią usiłowali nielegalnie przekroczyć granicę albańsko-jugosłowiańską), wydawało się, iż pojawił się cień nadziei na pokojowe rozwiązanie konfliktu. Nadzieje te okazały się płonne, gdyż znów zabito serbskiego policjanta. W odwecie doszło do straszliwej- jak oceniają źródła Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie- masakry 45 nie uzbrojonych wieśniaków, kobiet a nawet dzieci we wsi Račak.

Po tym incydencie rząd w Belgradzie oskarżył misję weryfikacyjną OBWE o kłamstwo i nakazał jej szefowi, Williamowi Walkerowi, opuszczenie terytorium Jugosławii. Nie wpuszczono także do Kosowa głównej prokurator ONZ-owskiego trybunału w Hadze, Louise Arbour, która zamierzała przeprowadzić śledztwo w sprawie tej masakry. Incydenty te znacznie pogorszyły sytuację Jugosławii na scenie politycznej. Na ręce rządu jugosłowiańskiego zostały złożone noty protestacyjne licznych państw (w tym również i Polski), popieranych wyjątkowo w tym względzie także przez Rosję. Napięcie zostało nieco złagodzone po ustępstwach Belgradu w sprawie wydalenia Walkera, któremu pozwolono zostać.

Obie strony konfliktu tj. Albańczycy i Serbowie wzajemnie oskarżały się o łamanie październikowego porozumienia o przerwaniu ognia i wyrzeczeniu się przemocy. I w tych oskarżeniach było wiele prawdy. Jednym i drugim bowiem- wbrew temu co oficjalnie mówili i deklarowali- destabilizacja była na rękę. Pokój oznaczał dla Serbów, a przede wszystkim dla Miloševicia nie tylko powrót uchodźców, którzy albo uciekli w obliczu zbliżających się walk albo zostali bezpośrednio wypędzeni ze swych domów ale także i stabilizacje życia politycznego w samej Serbii, co przy istnieniu silnych nastrojów antyrządowych wśród serbskiego społeczeństwa i pogłębiającym się kryzysie gospodarczym państwa znacznie podkopywało prestiż panowania Miloševicia. Stabilizacji nie chcieli też Albańczycy, przynajmniej ci, którzy secesje Kosowa i utworzenie niezależnego państwa przedkładali nad wszystko. Przywódcy UÇK zdawali sobie sprawę, że z każdą poniesioną przez Albańczyków ofiarą ich pozycja w Kosowie i na arenie międzynarodowej staje się coraz silniejsza. Umiarkowani politycy reprezentowani głównie przez Ibrahima Rugovę stracili w znacznym stopniu poparcie opinii publicznej w Kosowie na korzyść separatystów. Opinia międzynarodowa, cały czas przeciwna secesji Kosowa, zaczęła niepokoić się pogróżkami niektórych przywódców UÇK, którzy coraz głośniej i częściej mówili o jedności z Albańczykami z Albanii, Macedonii czy Czarnogóry. Jedną z dróg wiodących do tego celu, w ich przekonaniu, miała być interwencja zbrojna NATO.

NATO jednak nie zamierzało zrezygnować z osiągnięcia kompromisu. Dwaj najwyżsi rangą wojskowi sojuszu, głównodowodzący siłami w Europie gen. Wesley Clark i szef Komitetu Wojskowego gen. Klaus Naumann, ostrzegli prezydenta Serbii Slobodana Miloševicia, że sojusz „nie pozostanie bierny”, jeśli władze jugosłowiańskie nadal będą łamały warunki rozejmu zawartego w Kosowie w październiku 1998 roku. Wystosowali oni 28 stycznia 1999 r. „uroczyste ostrzeżenie” zarówno do władz Serbii jak i do Albańczyków z Kosowa, że użyją siły wobec obu stron konfliktu, jeśli nie przyjmą oni planu pokojowego który miał być ogłoszony przez Grupę Kontaktową w Londynie.

Dokument Grupy Kontaktowej został zatwierdzony podczas posiedzenia ministrów 29 stycznia 1999 roku i dotyczył zasad (które nie mogły być przedmiotem dyskusji) oraz ogólnych ram prawnych autonomii w Kosowie. Dokument ten został przez jednego z twórców, angielskiego ministra spraw zagranicznych Robina Cooka, dostarczony prezydentowi Miloševiciowi i grupie najważniejszych albańskich polityków z Kosowa. Pod presją państw europejskich w deklaracji zrezygnowano z określenia daty wypełnienia warunków NATO przez strony walczące w Kosowie. Dyplomaci Sojuszu zastrzegli, że są gotowi czekać na realizację planu pokojowego nie dłużej niż kilka tygodni. Plan Grupy Kontaktowej miał polegać na przyznaniu Albańczykom z Kosowa „maksymalnej” autonomii przy pozostawieniu prowincji w strukturach państwowych Jugosławii. Strony zostałyby zmuszone do negocjacji „aż do skutku”. Status Kosowa zostałby zrewidowany po trzech latach. Gwarantem wypełnienia umowy miały być rozmieszczone w Kosowie wojska rozjemcze w sile 36 tys. Jako miejsce spotkania delegacji serbskiej i albańskiej z przedstawicielami Grupy Kontaktowej wyznaczona została miejscowość Rambouillet pod Paryżem, a termin rozmów wyznaczono na 6 lutego, z tym jednak zastrzeżeniem, że w razie potrzeby termin może zostać przesunięty o następne 7 dni.

Na udział w rozmowach pokojowych we Francji zgodziły się obydwie strony konfliktu. Jednak zgoda na udział w konferencji zarówno strona serbska jak i albańska nie była natychmiastowa. Co prawda za udziałem w rozmowach opowiedział się od razu Rugova, to jednak wszystko praktycznie zależało od polityków z UÇK, cieszących się największym poparciem wśród kosowskich Albańczyków. Sytuacja na albańskiej scenie politycznej była bardzo napięta a wśród jej liderów panowała nieukrywana wzajemna wrogość. Dowodem na to, może być na przykład strajk głodowy 51 albańskich studentów z Prištiny, domagających się od Demaciego i Rugovy pogodzenia się i wspólnego wystąpienia w obronie kosowskich Albańczyków. Uczestnictwo delegatów z UÇK w rozmowach na początku uwarunkowane było żądaniem, nierealnym rzecz jasna, wypuszczenia przez Belgrad wszystkich albańskich więźniów politycznych i wyprowadzenia sił federalnych z Kosowa. Stanowisko to w toku dalszych negocjacji uległo zmianie i ostatecznie Albańczycy wysłali na rozmowy pokojowe 17-osobową delegację na której czele stanął Fehmi Agani (skład delegacji albańskiej: Ibrahim Rugova, Bujar Bukoshi, Fehmi Agani, Edita Tahiri, Idriz Ajeti, Mark Krasniqi, Hashim Thaçi, Jakup Krasniqi, Azem Syla, Xhavit Haliti, Ramë Buja, Rexhep Qosja, Hydajet Hyseni, Bajram Kosumi, Mehmet Hajrizi, Veton Surroi i Blerim Shala).

Stanowisko Slobodana Miloševicia wobec przyszłych rozmów, także nie było jednoznaczne. Zdawał on sobie sprawę, że w końcu do tych rozmów musiało dojść, ale jego natychmiastowa zgoda mogła być w społeczeństwie serbskim źle postrzegana. W jego wypowiedziach nadal utrzymywało się stwierdzenie, iż Kosowo jest wewnętrzną sprawą Serbii i wszelkie rozmowy na jej temat powinny mieć właśnie tam miejsce. Uparcie odmawiał także podjęcia rozmów z UÇK zarzucając jej działalność terrorystyczną. Swoje poparcie do podjęcia rozmów wyraził natomiast wicepremier Jugosławii i przewodniczący Serbskiego Ruchu Odnowy Vuk Drašković, który jednak od razu zastrzegł, że „Serbia i Czarnogóra nie pozwolą nigdy na odłączenie się Kosowa”.

O przystąpieniu do rozmów ostatecznie zadecydował Parlament Serbii na specjalnym posiedzeniu 4 lutego. Swoje poparcie dla udania się do Rambouillet już wcześniej zadeklarowali obok Serbskiego Ruchu Odnowy (SPO) Vuka Draškovicia także Socjalistyczna Partia Serbii (SPS) Miloševicia i Zjednoczona Lewica Jugosłowiańska (JUL) jego żony Miry Marković. W głosowaniu za wysłaniem delegacji głosowało 227 deputowanych, przeciwko było trzech i trzech wstrzymało się od głosu. Swoim poparciem niespodziankę sprawiła nacjonalistyczna Serbska Partia Radykalna (SPR), której przewodniczącym był znany ze swych skrajnych poglądów Vojislav Šešelj.

Podczas debaty parlamentarnej rząd serbski przedstawił m. in. swoje nieprzejednane stanowisko wobec żądań kosowskich Albańczyków, domagających się niepodległości dla Kosowa oraz wobec NATO, grożącego Jugosławii nalotami w przypadku nieprzystąpienia do konferencji.Serbowie powołali na rozmowy 13-osobową delegację na czele której stanął wicepremier Republiki Serbii Ratko Marković. W skład tej delegacji wchodzili również obok Serbów przedstawiciele wspólnot etnicznych zamieszkujących w Kosowie: profesor Ratko Marković (Serb, prawnik), profesor Vladan Kutlesić (Serb, prawnik), Nikola Sainović (Serb), Profesor Vladimir Stambuk (Serb, socjolog),Vojislav Żivković (Serb), Guljbehar Sabović (Turczynka, prawnik), Refik Senadović (Muzułmanin, ekonomista), profesor Zejnelabidin Kurejś (Turek, fizyk).Vait Ibro (Czarnogórzec, matematyk), Faik Jasari (Albańczyk, prawnik), Sokolj Ćuse (Albańczyk), Ljuan Koka (Rom, politolog), Ćerim Abazi (Egipcjanin, prawnik).

Rozmowy pokojowe w Rambouillet, z udziałem delegacji serbskiej i albańskiej, rozpoczęły się w przewidzianym terminie tj. 6 lutego, po wręczeniu stronom konfliktu projektu planu pokojowego. Trwały one do 23 lutego (18 dni) i zakończyły się ustanowieniem wspólnego dokumentu, którego ostateczne zaakceptowanie zostało odroczone do 15 marca, kiedy to miała się odbyć następna tura rozmów. Mediatorami byli przedstawiciele USA (Chritopher Hill), Rosji (Igor Majorski), Wielkiej Brytanii (Robin Cook), Francji (Hubert Vedrine) i Unii Europejskiej (Wolfgang Petritsch).

W Rambouillet, strona albańska już 8 lutego przedstawiła swoje warunki negocjatorom międzynarodowym spośród których najważniejsze były trzy żądania:

  • Ostateczne określenie statusu prowincji i rozpisanie referendum w sprawie przyszłości Kosowa po upływie trzyletniego okresu przejściowego
  • Udział NATO wśród sygnatariuszy porozumienia, które zostanie osiągnięte w Rambouillet
  • Zawarciu porozumienia miałoby towarzyszyć rozmieszczenie międzynarodowych sił lądowych w Kosowie.

Serbowie przez długi czas nie chcieli się zgodzić na to, by kosowskich Albańczyków reprezentowali także przedstawiciele Armii Wyzwolenia Kosowa, uważanej przez Belgrad za terrorystyczną ale w końcu pod presją Stanów Zjednoczonych ulegli. Wśród samych Albańczyków nie było zgody co do charakteru przyszłego statusu Kosowa. Nurt związany z prezydentem nieoficjalnej Republiki Kosowskiej Ibrahimem Rugovą wydawał się bardziej skłonny do ustępstw na rzecz Serbii, natomiast UÇK i jej lider Adem Demaci nie chcieli słyszeć o jakiejkolwiek zależności Kosowa od Belgradu.

Przebieg konferencji w Rambouillet od samego początku napotykał ze strony zarówno serbskiej jak i albańskiej liczne przeszkody i po tygodniu oddzielnie prowadzonych negocjacji nie było znaczących postępów. Każda z nich widziała w przedłużaniu rozmów swoje korzyści i konsekwentnie odmawiała ostatecznych deklaracji. Serbowie, postępujący zgodnie z wytycznymi Belgradu, za punkt wyjściowy żądali gwarancji nienaruszalności granic FRJ i jednostronnie podpisali dziesięć wstępnych punktów które im to zapewniały. Oskarżali też Albańczyków o blokowanie rozmów. Albańczycy z kolei świadomi, że czas pracuje na ich korzyść, oskarżali o to samo Serbów, nad którymi cały czas wisiała groźba interwencji sił NATO.

Sytuacja ta zmusiła ministrów spraw zagranicznych państw wchodzących w skład Grupy Kontaktowej ds. Jugosławii do podjęcia 14 lutego, decyzji o przedłużeniu o tydzień negocjacji w sprawie Kosowa. Pewien przełom w negocjacjach stanowiło też pierwsze, od rozpoczęcia rozmów 6 lutego, bezpośrednie spotkanie obu delegacji w obecności Madeleine Albright. Serbowie zrezygnowali z wcześniejszych żądań uczestnictwa w dalszych rozmowach pod warunkiem podpisania przez Albańczyków dziesięciu zasad wyjściowych opracowanych wcześniej przez Grupę Kontaktową, żądając jednak uznania nienaruszalności granic Jugosławii. Stanowczo też sprzeciwiali się rozmieszczeniu sił międzynarodowych w Kosowie.

Wobec nieprzejednanego stanowiska strony serbskiej w kwestii rozmieszczenia międzynarodowych sił pokojowych w Kosowie coraz ostrzejsze stawało się również stanowisko mediatorów i członków Grupy Kontaktowej. Przejawem tego było wręczenie

18 lutego delegacjom Serbii i kosowskich Albańczyków „ostatecznej” wersji projektu porozumienia. Dążąc do przełamania impasu w rozmowach zachód wzmógł presję na Miloševicia. Miało to swój oddźwięk głównie w publicznym informowaniu świata przez dyplomatów Sojuszu o liczbie wysyłanych samolotów mających brać udział w potencjalnych nalotach na Jugosławię. Nacisk NATO na Belgrad był szczególnie widoczny 18 lutego kiedy to Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Kanada rozpoczęły ewakuację części personelu swych placówek dyplomatycznych w Belgradzie. Miało to być ostrzeżeniem dla Miloševicia, że jeśli nie ustąpi, NATO zaatakuje.

Ostatnie dni konferencji, przedłużonej ostatecznie do 23 lutego, przebiegały pod znakiem częściowych ustępstw Serbów w politycznej części planu przewidującej nadanie Kosowu autonomii politycznej. Milošević i inni członkowie serbskiego rządu przez cały czas oficjalnie sprzeciwiali się planom rozmieszczenia w Kosowie około 30 tys. żołnierzy sił międzynarodowych w celu kontroli realizacji porozumienia. Stanowisko w tej sprawie skłonni byli zmienić dopiero po otrzymaniu gwarancji, iż nad wojskami w Kosowie dowództwo sprawowałoby nie NATO, lecz ONZ lub OBWE. Rozmów dotyczących autonomii dla Kosowa nie podjęli natomiast Albańczycy, którzy zażądali aby po trzyletnim okresie przejściowym odbyło się referendum w sprawie niepodległości. Jednak po naciskach Madeleine Albright także oni ustąpili.

Konferencja w Rambouillet zakończyła się oficjalnie 23 lutego bez osiągnięcia całkowitego porozumienia i ani delegacja serbska ani albańska nie podpisały dokumentów projektu autonomii Kosowa opracowanego przez Grupę Kontaktową ds. Jugosławii. Obie strony zgodziły się na przerwę w rokowaniach których wznowienie miało nastąpić 15 marca. Komentując decyzje o zwołaniu nowej konferencji pokojowej, francuski minister spraw zagranicznych, Hubert Vedrine, który wraz z brytyjskim ministrem Robinem Cookiem formalnie przewodniczył rozmowom w Rambouillet, stwierdził, że „15 marca będą dyskutowane wszystkie aspekty projektu autonomii, włącznie z militarnym” oraz ,że „obie strony są już w zasadzie zgodne co do podstawowych politycznych zasad autonomii Kosowa”.

W projekcie porozumienia pokojowego z Rambouillet (zob. aneks nr 1), który miał być zawarty na trzy lata strony konfliktu zobowiązałyby się do ustanowienia szerokiej autonomii politycznej, pokoju i bezpieczeństwa każdemu mieszkańcowi Kosowa.

Autonomia polityczna polegać miała na utworzeniu demokratycznych instytucji samorządowych i obejmować miała wszystkie aspekty życia codziennego mieszkańców Kosowa, łącznie z systemem edukacji, opieki zdrowotnej i rozwojem ekonomicznym. Kosowo posiadać miało prezydenta, parlament, własne sądy, silny samorząd i instytucje zdolne do ochrony obywateli każdej narodowości.

Bezpieczeństwo zagwarantować miały międzynarodowe wojska rozmieszczone na obszarze całego Kosowa. Miejscowa Policja, składająca się z wszystkich narodowych wspólnot w Kosowie, miała przestrzegać porządku i prawa w prowincji. Jugosłowiańskie siły bezpieczeństwa, natomiast, miały opuścić Kosowo poza wyznaczoną granicę.

Ustanowienie demokratycznych instytucji samorządowych na trzyletni okres tymczasowy, przewidywało:

  • Nadanie Kosowu konstytucji. Konstytucja obejmować miała zasady demokratycznego wyboru prezydenta, premiera i rządu, parlamentu i silnych władz lokalnych. Kosowo posiadać miało swój własny system sądowniczy z Sądem Najwyższym i Sądem Konstytucyjnym oraz własnych prokuratorów.
  • Przeprowadzenie po 9 miesiącach, od wejścia wojsk NATO, wolnych i sprawiedliwych wyborów pod auspicjami OBWE.
  • Kosowo miało posiadać taką władzę i prawa jaką posiadają pozostałe Republiki, włączając w to pobieranie podatków, wprowadzanie programów rozwoju ekonomicznego, naukowego, technicznego, regionalnego i społecznego oraz prowadzenie polityki zagranicznej.
  • Przejmowanie przez wszystkie wspólnoty narodowe zamieszkujące w Kosowie funkcji sprawowanych do tej pory przez Republikę Serbii. Ze swej strony obywatele zamieszkujący w Kosowie mogliby odwoływać się do odpowiednich instytucji w Republice Serbii z prośbą o pomoc gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Natomiast Republika Serbii zobowiąże się do zaprzestania działalności na szkodę Kosowa.
  • Zapewnienie członkom konkretnej narodowości zamieszkującej w Kosowie prawa do swej tożsamości narodowej, łącznie z ochroną języka, z własnymi szkołami i z własną opieką zdrowotną.
  • Zagwarantowanie wszystkim wspólnotom narodowym przestrzegania praw człowieka.
  • Nad przestrzeganiem powyższych postanowień czuwać miała wspólnota międzynarodowa w postaci cywilnej Misji Wykonawczej, rzecznika praw obywatelskich i konstytucyjnych sądów wybieranych pod międzynarodowymi auspicjami. Nadzorem przyszłych wyborów zająć się miała OBWE a w prowincji stacjonować miały międzynarodowe siły wojskowe.

Bezpieczeństwa w Kosowie miały strzec natowskie siły zbrojne pod nazwą KFOR (Kosovo Force), które byłyby upoważnione do użycia siły w celu zaprowadzenia spokoju pośród ludności Kosowa i do ochrony organizacji międzynarodowych działających na tym terenie. Siły KFOR miały być jedynymi siłami militarnymi zapewniającymi bezpieczeństwo w Kosowie. Wszystkie inne siły musiałyby się wycofać lub zmuszone by zostały do podporządkowania się dowództwu KFOR, stosownie do planu podpisanego przez wszystkie strony wyszczególnione w porozumieniu:

  • Armia jugosłowiańska będzie musiała wycofać swe siły z całego Kosowa poza wyznaczoną granicę na której zostanie utworzony pas bezpieczeństwa o szerokości 5 kilometrów. Do ochrony granic pozostanie w Kosowie wojsko jugosłowiańskie w sile 1,5 tys. ludzi.
  • Serbskie siły bezpieczeństwa będą musiały się wycofać pozostawiając w prowincji na okres przejściowy siły policyjne w liczbie 2,5 tys. ludzi. Na okres przejściowy pozostanie również ograniczona liczba cywilnych urzędników, pracujących w policji, podporządkowanych odtąd międzynarodowej Misji Wykonawczej. W przeciągu 1 roku zastąpić ich miała policja złożona z ludności miejscowej.
  • UÇK pomoże zaprowadzić bezpieczeństwo siłom NATO, a następnie będzie zdemilitaryzowana.

Po trzech latach od wejścia sił pokojowych zorganizowane miało zostać nowe międzynarodowe spotkanie dotyczące przyszłości Kosowa, na którym zostanie wzięta pod uwagę również wola jego mieszkańców wyrażona w referendum.

Tekst tzw. porozumienia pokojowego z Rambouillet, zawierał także Dodatek B, który obejmował zasady stacjonowania w Kosowie sił NATO. Był on przez długi czas nieznany szerszej opinii publicznej, gdyż światowe media, nawet już po rozpoczęciu działań wojennych przez NATO milczały na jego temat. Pierwsze „odważyły” się na jego temat pisać gazety niemieckie i francuskie. Podpisanie przez Serbów tego dokumentu w zamierzeniu mającego uregulować stosunki serbsko- albańskie w Kosowie, w formie postawionej przez Grupę Kontaktową i NATO w praktyce uczyniło by z Jugosławii państwo zależne od Sojuszu. Główny sens Dodatku B składającego się z 25 punktów sprowadza się do stwierdzenia, że:

„Personel NATO wraz ze swoimi pojazdami, statkami, samolotami i sprzętem powinien poruszać się bez ograniczeń po terytorium FRJ włączając przestrzeń powietrzną i wody terytorialne kraju. Do tego dołącza się, ale nie precyzuje, prawo do obozowania, kwaterunku, użytkowania dowolnej przestrzeni, środki potrzebne do utrzymania jednostek, ćwiczeń i działań operacyjnych..”

Reakcja przedstawicieli Serbów na wyniki rozmów z Rambouillet jak i na sam projekt porozumienia, była bardzo negatywna, mimo iż na podpisanie końcowego porozumienia wyrazili oni już wstępną zgodę. Swoja dezaprobatę co do organizacji i przebiegu konferencji wyrazili niemal wszyscy najważniejsi politycy w Serbii z prezydentem Serbii Milanem Milutinoviciem i Slobodanem Miloševiciem na czele.

Trzytygodniowy okres przerwy, wyznaczony przez Grupę Kontaktową, wykorzystali przede wszystkim Serbowie, którzy w Kosowie, w rejonie Drenicy i na granicy z Macedonią, przeprowadzili działania wojskowe na szeroką skalę. Atak Serbów był skierowany na tereny znane ze swojego poparcia dla Armii Wyzwolenia Kosowa i został połączony z akcją wysiedleńczą ludności albańskiej, która coraz liczniej zaczęła przekraczać granicę z Macedonią i Albanią.. Rozmiar tej operacji sprawiał wrażenie jakby Serbowie chcieli rozwiązać problem kosowski jeszcze przed 15 marca.

Druga tura rozmów rozpoczęła się w znacznie gorszej atmosferze od tej, która towarzyszyła na początku lutego pierwszemu spotkaniu pod Paryżem. Albańczycy podpisali porozumienie jeszcze tego samego dnia, natomiast Serbowie zaczęli stawiać warunki. Po kilku dniach negocjacji strona serbska poza sprzeciwem wobec rozmieszczenia w Kosowie sił międzynarodowych w celu nadzorowania realizacji planu, wystąpiła także z żądaniem wprowadzenia 20 poprawek do jego części politycznej. Dotyczyły one tych punktów, które zdaniem delegacji serbskiej nadawały Kosowu status suwerennego państwa. Chodzi tu m.in. o rolę przyszłego prezydenta i parlamentu oraz lokalnego sądownictwa i policji.

Serbowie domagali się także usunięcia z tekstu porozumienia sformułowania, że po trzyletnim okresie przejściowym aspiracje ludności Kosowa zostaną wzięte pod uwagę przez państwa zachodnie. Delegacja serbska uznała to za niedopuszczalne ustępstwo wobec Albańczyków otwierające drogę do niepodległości Kosowa. Serbowie uznali też, że treść porozumienia z Rambouillet i tego przedstawionego w Paryżu różni się. Twierdzili również, że dokumenty przedstawione delegacjom albańskiej i serbskiej zawierają pewne znaczące różnice. Strona albańska pierwotnie domagała się dołączenia do planu autonomii klauzuli o przeprowadzeniu w Kosowie po trzech latach referendum w sprawie niepodległości.

Delegacja serbska oskarżyła dyplomatów zachodnich o celowe manipulacje tekstem projektu porozumienia w ten sposób aby nie można go było przyjąć i opuściła Francję 18 marca nie podpisawszy porozumienia. W Kosowie przypuścili oni kolejną ofensywę przeciw Albańczykom w okolicach miasta Drenica i Srbica wyrzucając ich z domów i zmuszając do opuszczenia prowincji. Prowincje opuścili też obserwatorzy misji weryfikacyjnej OBWE, którym Belgrad anulował wizy. Do Belgradu udał się 22 marca z misją ostatniej szansy amerykański wysłannik Richard Hoolbroke i trójka negocjatorów z Rambouillet i Paryża – C.Hill, W. Petritschi B. Majorski. Wobec fiaska tych rozmów i skali operacji wojskowej Serbów w Kosowie NATO uznało za niecelowe dalsze prowadzenie rozmów z rządem Serbii i w rezultacie podjęło decyzję o rozpoczęciu przez Sojusz nalotów na Jugosławię 24 marca 1999 roku.

Charakterystyka Armii Wyzwolenia Kosowa – UÇK (Ushtria Çlirimtare e Kosovës)

Rate this post

Kosowscy Albańczycy przez długi czas na represje ze strony Belgradu, na które byli skazani za swe dążenia do secesji, odpowiadali nieposłuszeństwem obywatelskim, ale bez większych rezultatów. Wybrany przez nich, lecz nie uznawany przez Belgrad, prezydent „Republiki Kosowa” Ibrahim Rugova całe dziesięć lat powtarzał, że partyzantka nie zda w Kosowie egzaminu. Serbskie akty przemocy w oczach zwolenników partyzanckiej wojny o niepodległość tylko wzmacniały pozycję UÇK, także na scenie międzynarodowej. Zapomniano lub nie chciano myśleć o tym, że Slobodan Milošević tylko czekał na takie preteksty, by przeprowadzić czystki etniczne czy wręcz dokonać podziału Kosowa. UÇK, zaskorupiała w marksizmie-leninizmie jakby z innej epoki, z domieszką wielkoalbańskiego nacjonalizmu i struktur klanowych, wybrała politykę „im gorzej, tym lepiej”, do czego popychały ją zresztą pewne koła w Waszyngtonie, Berlinie i Zagrzebiu.

Nasza wiedza o UÇK jest fragmentaryczna, co po części wynika z samego charakteru tej słabo zorganizowanej, partyzanckiej armii. UÇK miało, jak to ujął oględnie jeden z zachodnich obserwatorów wojskowych „raczej horyzontalną” strukturę dowodzenia. Każdy okręg był inny, każdy dowódca okręgu zachowywał się jak szef bandy rabusiów. Niemniej dysponujemy garścią istotnych informacji na temat jej historii, przywódców, źródeł zaopatrzenia i finansowania.

Po kolejnych wystąpieniach albańskiej ludności w maju 1980 r. nowe, kolegialne władze w Belgradzie odpowiedziały surowymi represjami, brutalnie pacyfikując demonstracje i przeprowadzając liczne aresztowania. Tylko w latach 1981-1983 jugosłowiański wymiar sprawiedliwości skazał tysiące osób na kary długoletniego więzienia. To właśnie z tamtego okresu datuje się słynna przepowiednia: „Wojna zaczęła się w Kosowie i w Kosowie się skończy”. Aby uniknąć represji ze strony władz, część ówczesnych bojowników udała się na emigrację. Dołączyli tam do komórek marksistowsko- leninowskich utrzymujących kontakty z mafią kosowską w Europie Zachodniej.

W lutym 1982 r. maoistowscy bojownicy będący zwolennikami Envera Hodży założyli w Turcji Ruch na rzecz Albańskiej Republiki Jugosłowiańskiej (LRSKJ). Powstał on w wyniku fuzji czterech małych ugrupowań: Frontu Ludowego, Jugosłowiańskiej Marksistowsko-Leninowskiej Partii Komunistycznej, Ruchu na rzecz Wyzwolenia Kosowa i Okupowanych Terytoriów Albańskich, którego twórcami byli Jusuf i Bardosh Gërvalla, oraz Organizacji Marksistowsko-Leninowskiej Kosowa, której przewodził Kadri Zeka. Rok później część bojowników, przekonanych o konieczności wywołania wojny w Serbii dokonała secesji, by utworzyć Ruch Narodowy na rzecz Wyzwolenia Kosowa (LKCK).

Między lutym 1981 r. a marcem 1982 r. pierwsi kosowscy bojownicy zabili w Brukseli trzech Jugosłowian, a od listopada 1982 do marca 1984 r. dokonali dziewięciu zamachów bombowych w Prištinie. Reakcja służb jugosłowiańskich była brutalna. W latach 1982-1989 zostało aresztowanych 12 tys. Albańczyków z Kosowa, oskarżonych o przynależność do organizacji podziemnych, a w 1983 r. zostali zamordowani przez jugosłowiańskie służby specjalne bracia Gërvalla oraz Kadri Zeka.

W 1985 r. LRSKJ przekształca się w Ruch na rzecz Ludowej Republiki Kosowa (LRPK), co wskazuje na niepodległościowy, antyjugosłowiański i proenverowski (od imienia albańskiego dyktatora) charakter organizacji. Po proklamowaniu przez Rugovę i LDK „Republiki Kosowa”, uznawanej tylko przez Tiranę, LRPK zmieniła w 1993 r. swą nazwę na Ludowy Ruch Kosowa (LPK). Jej członkiem był także swego czasu Hashim Thaçi, późniejszy lider UÇK. Ugrupowanie to słabo reprezentowane w terenie zdołało pozyskać jednak wpływy na emigracji w Szwajcarii, Niemczech i Belgii. Pod koniec 1992 r. po raz pierwszy swe powstanie zasygnalizowała Armia Wyzwolenia Kosowa (UÇK), ale „prezydent” Rugova oficjalnie powątpiewał w jej istnienie aż do końca 1997 r. i pozwolił sobie nawet na wzmianki o serbskiej prowokacji. Przez trzy lata organizacja ta, mająca podwójne kierownictwo: w Prištinie i w Szwajcarii, rozbudowywała się w oparciu o bojowników LPK.

Po raz pierwszy do przeprowadzonego zamachu UÇK przyznała się 11 lutego 1996 r., podczas serii pięciu zamachów bombowych podłożonych pod obozy serbskich uchodźców z Krajiny. Dwa miesiące później dochszło do zamordowania ośmiu serbskich policjantów w cywilu.

Struktura społeczna Kosowa, podobnie jak w północnej Albanii, opierała się na systemie klanowym. Z tego powodu w 1996 r. UÇK prowadziła werbunek właśnie wśród klanów. Zapewniając sobie przychylność ich przywódców, organizacja zyskała solidną bazę lokalną. Rok 1997 przyniósł wzmocnienie organizacji a jej liczebność wzrosła do kilkuset osób. W ciągu tego roku UÇK przeprowadziła 17 zamachów bombowych w Kosowie i jeden w Macedonii. Dzięki kontaktom z klanami była świetnie poinformowana i regularnie usuwała zdrajców, zwłaszcza szpiegów będących na usługach serbskich służb specjalnych. Po raz pierwszy publicznie bojownicy UÇK pokazali się 28 listopada 1997 r. podczas pogrzebu kolegi poległego w bitwie z policją serbską.

Pierwszych partyzantów wyszkolili dla UÇK mówiący po albańsku oficerowie wojska i policji jugosłowiańskiej, którzy w latach 1991-1992 zdezerterowali, by zaciągnąć się do armii chorwackiej lub słoweńskiej. W latach 1996-1997 w masywie Mirdita w północnej Albanii powstały pierwsze ośrodki szkoleniowe. Organizację dyskretnie popierały nowe albańskie służby specjalne (SHIK), a później również prezydent Sali Berisha. Po złożeniu urzędu późną wiosną 1997 r. Berisha otwarcie udostępnił kosowskim bojownikom swoją posiadłość w Tropoje. Podziemna armia miała również rezerwy we wschodniej Macedonii, gdzie skupiała się albańska mniejszość. W wioskach na granicy albańsko-macedońskiej, wokół Gostivaru, Debaru, Velesty i Pogradee, znajdowały się liczne magazyny broni, żywności i lekarstw.

Do wiosny 1997 r. UÇK w swych działaniach cechowała daleko idąca ostrożność, która zostaje zarzucona dopiero w efekcie wydarzeń jakie miały wtedy miejsce w Albanii. Z wojskowych i policyjnych magazynów zrabowane zostało wtedy setki tysięcy sztuk broni, z których znaczna większość sprzedana została następnie po niskiej cenie do Kosowa. Była to jednak broń złej jakości, której wobec braku odpowiedniej konserwacji i braku części zapasowych starczyło tylko do pierwszych walk 1998 r. Na zakup nowej broni potrzebne były duże pieniądze, które w wypadku UÇK pochodzić mogły tylko z jednego źródła- od nielegalnych grup przestępczych działających w Europie Zachodniej. Zasadnicza część wpływów pochodziła z przemytu narkotyków, lecz mafia posiadała również wpływy z różnych przestępstw pospolitych i oszustw finansowych. Począwszy od 1997 r. zbieranie funduszy powierza się stowarzyszeniu Vendlindja Therret (w skrócie VT- Partia Cię Woła), które przekazywało napływające z całego świata darowizny na rachunek w Alternativ Bank w szwajcarskim Olten. Po 26 lipca 1998 r., kiedy to sąd podjął decyzję o zamrożeniu konta, pieniądze przewożone były w walizkach.

Na początku stycznia 1998 r., UÇK ogłosiło, że przenosi wojnę do „strefy numer 2”, czyli do Macedonii. Oznaczało to, że celem walki UÇK było już nie tylko samo Kosowo ale utworzenie Wielkiej Albanii obejmującej tereny zamieszkiwane przez ludność albańską, czyli Kosowo, Macedonia, południowa część Czarnogóry i oczywiście sama Albania.

W 1998 r., UÇK podzielona była w strukturach zbrojnych na trzy grupy skupione w:

  • Drenicy („pragmatycy”); gdzie grupa była najmniej „zideologizowana” od pozostałych, lecz nie miała zdolnych dowódców ani odpowiedniego zaplecza. Dlatego też armii jugosłowiańskiej było tak łatwo ją pokonać w trakcie walk prowadzonych wiosną 1998 r.
  • Okolice Mališeva („maoiści”); grupa ta miała kilku zdolnych przywódców, którzy jednak rywalizowali ze sobą, a na dodatek żywa była jeszcze wśród nich ideologia maoistowska. Skutecznie zrazili do siebie Zachód, oznajmiając, że dążą do odbudowy Wielkiej Albanii.
  • Region Djakovicy („partyzanci”); grupa ta miała utworzyć i ochraniać kanały komunikacyjne i aprowizacyjne z Albanii na północ. Mimo posiadania zdolnych dowódców i stosunkowo znacznych środków grupa nie wywiązała się z tego zadania.

Gdy w połowie lutego 1998 r. w Drenicy wybuchła rebelia, UÇK rozpoczęła pierwszą wielką ofensywę i w parę miesięcy udało się jej „oswobodzić” co najmniej 30 proc. terytorium Kosowa. W „oswobodzonych” wioskach UÇK zabroniło działalności partii politycznych, zaczynało prześladować mniejszość serbską, cygańską i gorańską (islamskich Macedończyków). Ponieważ chciała uchodzić za najpoważniejszą siłę polityczną, wypowiadała się przeciw wszystkim: Rugovie, jego Demokratycznej Lidze Kosowa i kosowskiemu parlamentowi. Poparcia udzielili jej Adem Demaci i Rexhep Qosja, dwaj piewcy Wielkiej Albanii. W lecie, 13 czerwca został powołany rzecznik prasowy UÇK, którym zostaje Ahmet Krasniqi, a 13 sierpnia utworzony został „komitet polityczny”.

Po serii zwycięstw nadeszła jednak od końca czerwca 1998 r. seria porażek. Serbowie odbijali z rąk UÇK jedną wioskę za drugą a ich mieszkańcy zmuszani byli do opuszczania swych siedzib. Pod koniec lata 1998 r. powołana zostaje konkurencyjna wobec UÇK milicja. USA życzyły sobie formacji bojowej, którą dałoby się łatwiej pokierować. Tak więc dzięki saudyjskim pieniądzom i tureckiemu wsparciu pod przywództwem „prezydenta” Rugovy powstała tzw. Zbrojna Siła Republiki Kosowskiej (FARK). Reakcja UÇK jest gwałtowna i 18 września 1998 r. w centrum Tirany został zabity Ahmet Krasniqi, który miał zorganizować nową armię.

Gdy 13 października Richard Holbrooke wymusił na Miloševiciu podpisanie porozumienia w kwestii Kosowa doszło do oficjalnego zawieszenia broni. Jeden z ważniejszych punktów porozumienia przewidywał opuszczenie przez wojska serbskie z zajmowanych pozycji pod groźbą nalotów NATO. Kiedy wojska te powoli opuszczały prowincję, UÇK uciekała się do rozmaitych prowokacji: zatrzymywała członków kierownictwa LDK, zajmowała opuszczane przez Serbów pozycje, wreszcie w grudniu 1998 r. znowu podjęła walkę.

W tym okresie dyplomaci amerykańscy nawiązali kontakty z przywódcami partyzantki, co zresztą nie zatrzymywało serbskich ataków ani represji. Na konferencję w Rambouillet 6 lutego 1999 r. kosowscy Albańczycy pojechali podzieleni. Prędko zaczął też dominować jeden z członków delegacji Hashim Thaçi, odpowiedzialny w UÇK za wywiad. Pod koniec rozmów ogłosił on chęć utworzenia nowego rządu Kosowa, który miałby zastąpić rząd utworzony przez Rugovę w 1992 r. i ogłosił się jego premierem rozpoczynając tym samym kryzys polityczny wśród samych Albańczyków.

W międzyczasie poszerzyło się kierownictwo UÇK, a „zarząd polityczny” zwiększyło liczbę swoich członków z sześciu do ośmiu osób. Sztabem generalnym, od 24 lutego kierował Sulejman Silemi, bratanek przywódcy jednego z liczących się klanów, a w jego skład wchodziło dwóch dowódców ds. planów operacyjnych (Rexhep Silemi i Bislim Zyrapi), pięciu dowódców stref i pięciu kierowników pionów. Liczebność UÇK z tego okresu nie jest dokładnie znana, ale opierając się na danych amerykańskich oceniono, że 24 marca 1999 posiadała ona od 8-10 tys. uzbrojonych członków. Zmieniało się również uzbrojenie wojska, które w pierwszym okresie swej aktywnej działalności składało się głównie z broni pochodzenia albańskiego zrabowanego podczas zamieszek w 1997 r. Z czasem na wyposażeniu UÇK znalazła się bardziej nowoczesna broń różnego pochodzenia jak np. amerykańskie M-16, ręczne wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych typu Stinger, izraelskie pistolety maszynowe Uzi, rosyjskie ręczne wyrzutnie przeciwpancerne a także nowa broń pochodzenia singapurskiego i chińskiego.

W przeddzień wznowienia negocjacji w Paryżu, przewidzianych na 15 marca, w południowym i północnym Kosowie wybuchły walki. Gdy 22 marca siły serbskie zaczynają potężną ofensywę, a 24 marca rozpoczynają się naloty NATO na Jugosławię, sztab generalny UÇK doszedł do wniosku, że nadszedł ten długo oczekiwany “wielki moment” i że może liczyć na pomoc Zachodu. Albańczycy doznali jednak rozczarowania, tym bardziej, że wojska jugosłowiańskie wypędzają z Kosowa mieszkańców, pozbawiając tym samym partyzantów wsparcia ludności, zwłaszcza w okolicach, które Belgrad chciałby zatrzymać dla siebie w razie podziału regionu.

W czasie walk z armią FRJ część sił albańskich dość szybko zostało rozbitych (brygada północno-wschodnia i południowa) i zepchniętych głównie w kierunku granicy z Albanią i Macedonią. Przepędzona z większości terytorium UÇK skupiła się na północnym zachodzie Kosowa, przy granicy z Czarnogórą i Albanią. Prowadząc uporczywe walki obronne, czekając na przybycia dostawy broni czy wręcz na przybycie żołnierzy NATO poniosła ona znaczne straty i ostatecznie zmuszona została do opuszczenia części zajmowanego jeszcze terytorium. Straty UÇK poniesione w walkach starano się w pierwszym rzędzie uzupełnić poprzez przymusowy pobór wśród ludności cywilnej, uchodzącej z Kosowa. UÇK ogłosiła również mobilizację wszystkich mężczyzn w wieku od 18-50 lat (komunikaty nr 95 i 96), znajdujących się za granicą. Zwolnieni od tego obowiązku zostali jedyni żywiciele rodzin i osoby posiadające pracę ale po to, by finansować walkę. Ocenia się, iż w ciągu półtora miesiąca z Zachodu przyjechało 20 tys. ochotników. Oprócz wojskowej obowiązywała również mobilizacja finansowa. Każdy z 220 tys. Albańczyków posiadających pracę w Szwajcarii musiał wpłacać miesięcznie 2 tys. marek. Kosowska emigracja we Francji wysłała 200 ochotników, a ci, którzy pracowali musieli odprowadzać połowę swoich zarobków na potrzeby UÇK.

UÇK przeszła wyraźną przemianę od momentu powstania, kiedy to była pod przemożnym wpływem „enverystów”. Okropności, które spotkały Albańczyków z Kosowa- deportacje, masakry, czystki etniczne- spowodowały, że rozszerzyła się jej baza społeczna. Rola jaką przyszło jej pełnić w czasie wojny sprawiła, że również po jej zakończeniu UÇK stanowiło ważny element w polityce NATO ustanawiającej nowy porządek w tej części Bałkanów.

Potencjalne zagrożenia społeczeństwa informacyjnego

Rate this post

świetna praca magisterska o społeczeństwie informacyjnym

Zagrożeniem dla społeczeństwa informacyjnego, zmuszającym do wprowadzenia ograniczeń i cenzury do sieci, mogą stać się akcje przestępców i terrorystów. Przed upowszechnieniem się internetowej sieci komputerowej, największym problem światowych służb specjalnych było ściganie handlarzy narkotyków, nielegalnych imigrantów i przemytników. Obecnie dzięki nowej technologii przestępcy i terroryści mogą pozwolić sobie na bezpieczne działanie na odległość. Patrolowanie lachy sieciowych w poszukiwaniu danych pozostawionych przez przestępców jest znacznie trudniejsze i wymaga od stróży prawa specyficznych umiejętności.

Obecnie łatwy dostęp do informacji zawartych w międzynarodowej sieci komputerowej sprawia, ze głównym instrumentem używanym do przeprowadzania przestępczych i terrorystycznych akcji staja się rożnego rodzaju bomby „domowej roboty”. Jeszcze do niedawna nielegalne zdobycie broni, szczególnie w Stanach Zjednoczonych było znaczne łatwiejsze niż uzyskanie informacji o sposobach konstruowania lądunków wybuchowych. Dziś sytuacja uległa zmianie. Korzystając z wysyłkowych księgarni internetowych bez trudu można nabyć w cenie 4 dolarów instrukcje US Ramy „Improvised Munitions, Handbook”, która uczy, jak sporządzać bomby domowym sposobem, lub „Anarchist’s Cookbook”. Liczba sprzedanych egzemplarzy wyżej wymienionych pozycji sięga milionów sztuk. Książki te, zawierają wiele błędów, co doprowadziło już do niejednego wypadku śmiertelnego przy sporządzaniu ładunków wybuchowych. Wystarczy jednak skontaktować się z licznie znajdującymi się w sieci specjalistami od konstrukcji bomb, aby zweryfikować informacje i przedsięwzięcie zakończyć sukcesem. Koszt zdobycia „przepisu na bombę” równa się kilku minutom polaczenia do biuletynowej sieci internetowej i wydrukowi z domowej drukarki.

Z reguły w zamachach terrorystycznych używane są najprostsze bomby, do których wszystkie elementy można zakupić w ogólnie dostępnych sklepach chemicznych i technicznych wydając niecałe 100 dolarów. Wystarczy tylko połączyć wszystkie części zgodnie z instrukcja, przy czym można nieustannie korzystać z pomocy internetowych fachowców. Zazwyczaj już w kilka godzin po wielkich terrorystycznych zamachach można znaleźć w Internecie szczegółowe instrukcje, jak skonstruować użyte niedawno bomby domowym sposobem, ewentualnie również jak uniknąć błędów, które przydarzyły się zamachowcom.

Wzrasta również liczba internetowych stron World Widea Web (WWW), na lamach, których jawnie propaguje się:

  • nazizm,
  • nienawiść rasowa,
  • terroryzm.

W ciągu ostatniego roku, jak podaje raport przygotowany przez Centrum Szymona Wiesenthala, liczba tego rodzaju publikacji wzrosła dwukrotnie. Dzięki internetowi entuzjaści wielu nielegalnych idei mogą bezpiecznie propagować swoje poglądy, leczyć się w międzynarodowe organizacje, wzajemnie wspierać się finansowo i informować o działaniach. Łatwość komunikowania się i docierania do bardzo dużych grup odbiorców pozwala również w sposób zamaskowany szerzyć idee rasistowskie i fundamentalistyczne wśród młodych internautów. Istnieje zagrożenie, ze mniej odporna na tego typu argumenty cześć młodzieży może stać się łatwym lupę agresywnych demagogów. „Strony takie, promujące rasizm i terroryzm, są bardzo łatwe i tanie do stworzenia -powiedział Marc Knobel z Centrum Szymona Wiesenthala podczas prezentacji przygotowanej na konferencje ONZ poświęconej rasizmowi w Internecie”(28).

Kneble twierdzi, ze odpowiedzialnością za treść stron WWW powinno obciążyć się dostawców usług internetowych, którzy powinni sprawdzać swój serwer pod katem informacji, które mogłyby urazić uczucia innych ludzi. Byłaby to pewnego rodzaju cenzura zawartości sieci. Trudno jednak stworzyć instytucje, które decydowałyby, które materiały są w Internecie niepożądane i jak należy z nimi postępować (kasować, blokować, prosić o usuniecie). Dla dużych dostawców usług internetowych dokładne sprawdzenie wszystkich treści znajdujących się na ich serwerach może okazać się wprost niemożliwe, ponadto istnieją tysiące sposobów na obejście przepisów i oszukanie kontrolujących.

Internet zawsze postrzegany był jako medium zapewniające całkowita wolność słowa i anonimowość, co często wykorzystywane jest przez organizacje terrorystyczne. Bardzo często tego typu działalność ukrywa się pod egida szanowanych organizacji, takich jak AANA (Algieria American Nasiona Association) albo IANA (Islamic Assembly of North America). Terrorysci i międzynarodowi przestępcy bardzo często korzystają z list dyskusyjnych do rozsyłania informacji o swoich ideach i zadaniach. Dzięki technologii listy dyskusyjnej w całkowicie legalny sposób przesyłają tysiącom ludzi swoje informacje. Korzystają również z serwerów uczelni, gdzie wolno jest zakładać strony i listy dyskusyjne o dowolnej tematyce, bądź tam, gdzie nie jest to dostatecznie kontrolowane. Ze sposobów tych najczęściej korzystają grupy fundamentalistów islamskich bądź skrajnych faszystów.

Istnieją organizacje studenckie, które specjalizują się w zwalczaniu przestępczej działalności w sieci. Gdy znajda w Internecie listę z wiadomościami o treściach zdecydowanie niedemokratycznych – „zasypują” zidentyfikowana grupę dyskusyjna setkami listów (tzw. śmieci), co w rezultacie uniemożliwia korzystanie z niej. Często docierają do serwera mieszczącego tego rodzaju grupę i niszczą go w „pirackim stylu”. Jednym za znanych centrów „polowania” na terrorystów (w tym wypadku faszyzujących), jest Simon-Wiesenthal w Los Angeles pod kierownictwem rabina Abrahama Coopera. Zwalczają wszelkiego rodzaju internetowe grupy, szczególnie jednak spadkobierców Ku-Kluć-Klanu i John Birch Socjety.

Dyskusje o potrzebie ocenzurowania wiadomości znajdujących się i przesyłanych w sieci trwają od wielu lat. Wcześniej większe znaczenie przykładano do ochrony przed zalewem pornografia i finansowymi oszustwami, dziś na pierwszy plan wysuwa się walka z terroryzmem. Zdecydowana większość użytkowników sieci nie życzy sobie jakiejkolwiek kontroli. Sytuacja taka ma miejsce szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie wolność słowa jest gwarancja wolności obywatelskiej i jest wysoko ceniona. Coraz więcej ludzi wydaje się być przekonanych o konieczności wprowadzenia ograniczonej cenzury – w tym również coraz więcej zwykłych użytkowników Internetu. Przyczynia się do tego zastraszająca statystyka stron, prowadzona przez liczne centra zajmujące się zwalczaniem przejawów terroryzmu, w tym nazizmu, faszyzmu i fundamentalizmu islamskiego. Na wszystkich zarejestrowanych stronach na przykładowym serwerze w Stanach Zjednoczonych w 1997 roku 16% promuje wprowadzenie hierarchii opartej na pochodzeniu rasowym, 14,5% głosi hasła neonazistowskie, 6% przekonuje o wyższości białych, a 8,5% otwarcie propaguje terroryzm(29).

Podsumowując 45% stron to strony, które zawierają elementy uznawane za niebezpieczne. Na jednej ze stron, znajdującej się do dziś w Internecie umieszczono „wirtualny Auschwitz”, w którym umieszcza się wszystkich, którzy sprzeciwiają się poglądom „rasy panów”. Ludzie zawodowo zajmujący się zawartością Internetu twierdza, ze tendencji tej nie da się powstrzymać bez wprowadzenia cenzury blokującej dostęp do tego typu informacji. Nawet przy wprowadzeniu takich ograniczeń szybki rozwój technologii będzie dawał szanse terrorystom i ideologom dla przemycania szkodliwych informacji.

Coraz częściej problem terroryzmu i przestępczości postrzegany jest jako priorytetowy przez organizacje europejskie. Ministrowie służb zagranicznych i spraw wewnętrznych siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata (G-7) oraz Rosji stworzyli w 1996 roku listę 25 sposobów skutecznej walki z terroryzmem i przestępczością międzynarodowa. Jednym z najważniejszych stal się nadzór nad nowymi środkami liczności, a przede wszystkim nad Internetem. Europa odmiennie podchodzi do problemu ocenzurowania sieci komputerowej. Niektóre kraje m.in. Niemcy i Szwecja postanowiły wprowadzić przepisy ograniczające wolność słowa w Internecie i dziś można już zauważyć pewne efekty takich działań.

Stany Zjednoczone znajdują się w internetowym impasie. Obywatele ostro reagują na próby ograniczenia wolności słowa. Powstaje wiele projektów ustaw, które proponują m.in. wprowadzenie zakazu publikowania poradników budowy bomb, bardzo rozpowszechnionych w sieci komputerowej Internet. Jednak na razie nie ma co liczyć na konkretne decyzje. Po zamachu bombowym w Oklahomie Stany Zjednoczone zaczęły tez uważniej przyglądać się prawicowym organizacjom paramilitarnym. Grupy takie działają we wszystkich 50 stanach USA. Raport wymienia ponad 800 tzw. organizacji patriotycznych, w tym 441 „milicji”, czyli ugrupowań o charakterze militarnym(30). Grupy te są ze sobą związane głownie przez siec komputerowa (dzielą się wiedza o sposobach unikania płacenia podatków czy przepisami na temat konstrukcji bomb). Niestety jakiekolwiek próby wkroczenia w ich działalność są w znacznym stopniu blokowane przez zakaz wprowadzenia nawet bardzo ograniczonych form cenzury w USA.

Równie poważnym, jeśli nie groźniejszym problemem są ataki przeprowadzane przy pomocy urządzeń wykorzystujących najnowsze technologie. Terrorysci i hackerzy często posługują się systemami telefonii komórkowej i przywoławczej. W 1997 roku, na skutek włamania do sieci Białego Domu, służbowe pagery odbierały tylko wiadomości wysyłane przez hackerówˇ. Internetowi przestępcy atakują obiekty wojskowe, rządowe, ale również służby cywilne, przedsiębiorstwa i banki. „Żadne państwo nie może nam stawić czoła na konwencjonalnym polu walki. Ale nowe zagrożenia pojawiają się ze strony tych, którzy atakują cywilne i militarne struktury, w wielu miejscach stanowiące jedność – stwierdził Arnaud de Borchgrave, jeden z autorów raportu o cyberterroryzmie, opracowanego na zlecenie amerykańskiego Centrum Studiów Międzynarodowych i Strategicznych”(31).

Z raportu wynika, ze nagły rozwój technologii informatycznych jest w stanie zagrozić wszystkim, do których można uzyskać dostęp przez Internet. Szczególnie narażone są dziedziny takie jak:

  • zarzadzanie ruchem kolejowym i lotniczym (chociażby fakt istnienia urządzenia oferowanego przez rosyjska firmę, które zagłusza sygnały GPS {Global Positioning System} w cenie 4000 dolarów, do zakłócenia działanie systemów nawigacyjnych w samolocie wystarczy zwykły telefon komórkowy),
  • przedsiębiorstwa i banki prowadzące działalność w sieci (najbardziej narażone sa banki, które codziennie przelewają pieniądze w formie elektronicznej z konta na konto, większość firm nie informuje o włamaniach bojąc się utraty zaufania, według ekspertów wszystkie firmy z listy „Fortunne 500” były już obiektami elektronicznych ataków),
  • wszystkie sieci nie przygotowane na nadejście roku 2000 (programiści, którzy przystosowują komputery na zmianę z dwu- na czterocyfrowy system zapisywania roku mogą zostawić na nich własne pułapki, które później ułatwia szpiegowanie lub szantażowanie byłych pracodawców),
  • instytucje użyteczności publicznej,
  • telekomunikacja,
  • energetyka.

Większość cywilnych instytucji posiada dziś systemy komputerowe. Z reguły są one słabo zabezpieczone i podatne na manipulacje z zewnątrz. Dla przeciętnego hackera włamanie do nich nie jest specjalnym problemem. Atak może być przeprowadzony z bardzo odległego kraju i wykorzystany do zdobycia pieniędzy, ale również do bardzo niebezpiecznych akcji terrorystycznych. Sytuacje pogarsza fakt, ze powstające dziś oprogramowanie „nowej generacji” do szukania luk w systemach zabezpieczeń może być z powodzeniem wykorzystywane nie tylko do naprawiania takich luk, ale również do dostarczania informacji nieodpowiednim ludziom na temat słabych punktów, przez które można podłączyć się do systemu. Narzędzia takie wymagają od potencjalnego włamywacza coraz mniej wiedzy z dziedziny informatyki, czasami wystarczy po prostu wpisać adres i nacisnąć ente.

Administratorzy systemów komputerowych próbują samodzielnie bronić się przed włamywaczami, używając programów monitorujących dostęp do sieci wewnątrz przedsiębiorstwa czy instytucji. W takiej sytuacji każda próba włamania np. przez podanie niewłaściwego hasła, czy wykonanie operacji, do której wykonania nie ma się uprawnień jest natychmiast zapisywana. W każdym momencie można sprawdzić, kto i z jakiego miejsca w świecie próbował się włamać. Dlatego tez poszukiwani są profesjonaliści, którzy potrafią nie tylko włamać się do zamkniętych prywatnych sieci intranetu, ale spowodować w niej określone zakłócenia. Zdaniem amerykańskich ekspertów wojskowych, takie państwa jak Irak, Iran i Libia zatrudniają cyberterrorystów. Ich zadaniem jest penetrowanie i niszczenie sieci komputerowych należących do wojska i służb cywilnych. Istnieją segmenty rynku, które również sponsorują komputerowe włamania i robią to rutynowo. Najczęściej praktyki takie stosowane są przez firmy piszące oprogramowanie i koncerny farmaceutyczne. Spowodowane jest to zazwyczaj olbrzymimi korzyściami płynącymi z wykradania tajemnic handlowych i własności intelektualnej.

Wydawałoby się, ze dostęp do danych wysokiej klasy jest z odpowiednio zabezpieczony. Jednak przeprowadzony w 1997 roku pozorowany atak, przeprowadzony przez agentów Narodowej Agencji Bezpieczeństwa udowodnił nieskuteczność wszelkich rządowych blokad. Świetnie wyszkoleni agenci NSA (Nasiona Security Agenci) zaatakowali instalacje komputerowa Departamentu Obrony. Nie skorzystali z specjalnie do tego celu spreparowanych, wojskowych programów, posłużyli się oprogramowaniem znalezionym wyłącznie w sieci, dostępnym dla wszystkich internautów. Pięćdziesięciu zatrudnionych do tej pracy agentów włamało się do komputerów Pentagonu w całym kraju, udowadniając, ze komputery Departamentu Obrony są dla prawdziwych hackerów łatwym celem. Agenci dostali się m. in. do dowództwa US Pacific Komand na Hawajach. Dowództwo to zarządza ponad 100 tys. żołnierzami w rejonie Azji. Az strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie był to atak pozorowany.

Tymczasem hackerzy właśnie najchętniej włamują się do pilnie strzeżonych instalacji wojskowych i rządowych. Ataki te przeprowadzają różnorodni ludzie – od młodych chłopców powodowanych pragnieniem zwyklej satysfakcji do cyberterrorystów, dla których jest to dobry sposób na walkę lub realizowanie poleceń swoich wojskowych przełożonych(32). Dane samego Pentagonu wykazują 250 tysięcy prób włamania się do ich komputerów. Nie podają jednak, ile z nich zakończyło się powodzeniem. Wiadomo jednak, ze już wykradziono i zniszczono wiele istotnych danych i oprogramowania. Sposób był prosty – hackerzy zainstalowali tzw. „tylne drzwi” w systemach komputerowych, przez które niezauważalnie podłączali się do ważnych systemów obronnych. Jednocześnie zniszczyli cały system, uniemożliwiając prace wszystkim jego użytkownikom.

Stany Zjednoczone poważnie traktują problem wzmacniania zabezpieczeń zakładanych na sieci o wysokim znaczeniu dla państwa. Można sadzić, ze amerykańska administracja zaczyna dostrzegać niebezpieczeństwo, jakie wynika z uzależnienia sprawnego funkcjonowania państwa od słabo chronionych i narażonych na ataki sieci komputerowych. Tegoroczny budżet Stanów Zjednoczonych przewiduje 10 mld dolarów na walkę z terroryzmem. Z tego niemal 1, 5 miliarda dolarów przeznaczonych jest na obronne przed atakami hackerów i cyberterrorystów. Suma ta jest o 40% większa niż dwa lata temu, jednak w dalszym ciągu zbyt mała, aby rzeczywiście wykorzystanie jej przyniosło zauważalne efekty. Istnieje zagrożenie, ze terroryści Beda próbować używać komputerów do przerwania linii zasilania, bankowości, komunikacji i transportu, policji, straży pożarnej i ochrony zdrowia, a także instalacji obronnych. Systemy te są już dziś oparte na sieciach komputerowych, a jednocześnie niedofinansowane, wiec szczególnie narażone na ataki cyberterrorystów.

W epoce informacyjnej nikt już nie korzysta z papierowych pieniędzy przy manipulowaniu dużymi sumami. Dzięki internetowi, modemowi i faksowi pieniądze (również nielegalnie zdobyte) mogą przemieszczać się z duża szybkością z jednego konta na drugie. Najczęściej dzieje się to pod przykrywka spółek „off skore”, czyli spółek, których jedynym celem jest oszukanie urzędu skarbowego. Firmy off skore, czyli „spółki poza wodami terytorialnymi” znajdują się daleko od kraju macierzystego, gdzie zainteresować mogłyby się nimi organy śledcze i są najczęściej kontrolowane przez „czcigodnych, honorowo powołanych powierników”. Oszuści są dzisiaj prawie całkowicie bezkarni.

Również konkretne ugrupowania terrorystyczne często z dużym powodzeniem poszukują funduszy przez Internet. Ogłoszenia tego typu podane wprost lub w zafoliowanej formie trafiają do potentatów finansowych, którzy życzą sobie nieoficjalnie wspierać nielegalne działania.

Jednak nie zawsze ostrze Internetu wymierzone jest w stróży prawa. Internetowa strona Departamentu Stanu www.heores.com obiecuje wszystkim, którzy chcieliby złożyć donos pomagający w ujęciu terrorystów: „Możemy dać ci 4 miliony powodów, by powstrzymać terroryzm”. Rzeczone 4 miliony to oczywiście suma, jaka można otrzymać za informacje, które doprowadzają do ujęcia poszukiwanego. W wielu przypadkach jest to jednak kwota o wiele wyższa. Strona zawiera szczegółowe informacje o nagrodach wyznaczanych przez rząd amerykański za pomoc w zdobyciu informacji o przestępcach, fałszerstwach dokumentów i pieniędzy oraz zamachach terrorystycznych. Jest ona dostępna w dziesięciu jeżykach (angielskim, niemieckim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, greckim, tureckim, japońskim, arabskim i farsy). Znajdują się na niej również opisy zamachów terrorystycznych, poszukiwanych osób, przede wszystkim daty, nazwiska i fakty. Strona ta i program HEROES, który propaguje, cieszy się dużym zainteresowaniem, dlatego, ze oprócz pieniędzy oferuje również program identyczny z programem ochrony świadków (nowa tożsamość). Jest on skutecznym narzędziem w walce z terroryzmem.

Można przypuszczać, ze w przyszłości wiele grup nacisku będzie podejmować próby włamywania się do sieci w celu zniekształcenia wyników wyborów w niej się odbywających. Może to skutkować zmniejszeniem zaufania obywateli do narzędzi społeczeństwa informacyjnego. W rezultacie mogłoby doprowadzić do obniżenia aktywności społecznej, która jest podstawowym wykładnikiem skuteczności demokracji uczestniczącej. Grupy przestępcze przy pomocy sfałszowanych glosowań mogłyby umieszczać własnych kandydatów politycznych w strategicznych miejscach, sztucznie wspierać poparcie społeczne dla prywatnie finansowanych inwestycji, atakować serwery przeciwnych partii. Sytuacja ta podważyłaby zaufanie do sieci informacyjnej i hamowała rozwój „informacyjnej demokracji uczestniczącej”. Należy zastanawiać się nad zdecydowanym wzmacnianiem bezpieczeństwa w sieci. Konieczne jest wprowadzenie podziału na:

  • dostępne powszechnie informacje,
  • informacje dostępne użytkownikom uprawnionym (po autoryzacji).

Należy wiec wprowadzić autoryzacje użytkowników (osób fizycznych lub prawnych) a nie terminali włączających się do systemów teleinformacyjnych. Jednocześnie szczególne opieka już dziś należy otoczyć:

  • kontrole przekazów kodowanych,
  • informacje personalne użytkowników sieci,
  • ochronne „elektronicznego pieniądza”,
  • ochronne tajemnicy medycznej,

Ochronne obywateli przed „cyberprzestępcami” utrudnia brak jakiejkolwiek kontroli, które pozwoliłyby na kontrole przesyłania informacji w sieci, które wyeliminowałyby możliwość jej wykorzystania przez organizacje terrorystyczne. Wolność słowa musi zostać w Internecie ograniczona z uwagi na szeroko pojęte dobro społeczne, tak, aby można było jawnie występować przeciw propagowaniu wartości fundamentalistycznych lub faszystowskich.

Reasumując chcemy podkreślić, ze przed społeczeństwem ziemskim pojawia się szansa na zrealizowanie pewnego rodzaju utopi – jest to możliwe dzięki szerokim możliwościom proponowanym przez techniki teleinformacyjne.

Tak naprawdę, nikt nie wie, do czego tak wielki potencjał tkwiący w ludzkiej twórczości może doprowadzić. Sygnał emitowany przez ziemie dociera dużo dalej niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić. Dookoła ziemi krążą satelity wspomagające komunikacje. A od wynalezienia telefonu minęły zaledwie 123 lata, od skonstruowania pierwszego komputera 53 lata. Trudno zrozumieć, co działo się wcześniej. Jak to możliwe, ze przez setki lat nauka sennie pełzła powoli nie przejmując się losem ludzkim, aby nagle niecałe 150 lat temu wystrzelić do przodu niosąc ze sobą tak ogromne możliwości i tak wiele zagrożeń.

Mocarstwa współczesnego świata – Stany Zjednoczone, państwa Unii Europejskiej i Chiny – jednomyślnie proklamują nadejście ery informacji. Zróżnicowanie ideowe pojawia się dopiero w sposobie podejścia do tej kwestii. „Ameryka” i „Europa” chcą realizować idee społeczeństwa informacyjnego przez stworzenie struktur demokracji bezpośredniej i samorządności. Władze Chin pragną wyodrębnić z współczesnych zmian tylko jeden element – rewolucje techniczna, cala resztę natomiast – jako niebezpieczna ideowo – zastąpić poprawa sytuacji ekonomicznej społeczeństwa. W moim przekonaniu jednak, nadejście społeczeństwa informacyjnego jest w dużej mierze procesem oddolnym i naturalnym, a również koniecznym następstwem rewolucji telekomunikacyjnej. Tak wiec wszelkie próby blokowania zmian skazane są na niepowodzenie.

Czy era, której nadejście postuluje tylu wielkich tego świata nadejdzie. Przyszłość pozostaje nieznana dopóki się nie zdarzy i zawsze jest szansa na cos zaskakującego, cos czego my się nie spodziewali. Jednak sama myśl, co stworzymy w następnym tysiącleciu, skoro ostatnie 150 lat przyniosło nam tak wiele, pozwala wierzyć w Człowieka i być optymista.


(28) Koscielniak P., Nienawiść na WWW, „Rzeczpospolita” z dnia 17.11.97.

(29) ibidem.

(30) Walczak S., Strach przed żółta ciężarówka, „Rzeczpospolita” z dnia 20.04.96.

(31) Koscielniak P., Klawiatury zamiast bomb, „Rzeczpospolita” z dnia 04.02.99.

(32) Najsłynniejsi to król hackerów Kevin Mitnick i nieco mniej znany Julio Cesar Ardita., który włamał się m.in. do systemów Departamentu Obrony, Zarządu Morskiego, Lotniczego i Kosmicznego, Dowództwa Sil Morskich, ośrodka NASA w Pasadena i laboratorium w Los Alamos.

Działania zbrojne NATO

Rate this post

praca magisterska z roku 2000

Eskalacja kryzysu kosowskiego ma swój początek od 1998 r. kiedy to doszło do gwałtownych walk serbskiej policji i jugosłowiańskiego wojska z partyzantami z UÇK. Zawieszenie broni podpisane dzięki międzynarodowej dyplomacji w październiku 1998 r. poza krótkotrwałym przerwaniem walk umożliwiło uchodźcom znaleźć schronienie w sąsiednich krajach i przetrwać zimę. W Kosowie rozpoczęła także działalność pod auspicjami OBWE Misja Weryfikacyjna nadzorująca przestrzeganie przez obie strony warunków rozejmu. Początek 1999 roku stał pod znakiem ponownych walk, które swym rozmiarem przewyższały poprzednie starcia. Ich kresu nie przyniosły toczące się w lutym rozmowy w Rambouillet, lecz przeciwnie, starcia wzmagały się. Za eskalację walk świat obwiniał obie strony, albańską i serbską ale ukarać zdecydowano się Serbów, którzy prowadzili w tym czasie w Kosowie tzw. Operację Podkowa, wymierzoną w albańskich separatystów.

Władze w Belgradzie przewidywały, że w ramach prowadzonej przez nich Operacji Podkowa w przeciągu 5-7 dni uda im się rozbić UÇK i wyprzeć jej niedobitki z granic Kosowa. Sytuacja taka byłaby z ich punktów widzenia korzystna dla rozpoczęcia nowych rozmów z Zachodem. Serbscy przywódcy przypuszczali, że NATO wobec braku wewnętrznego sojusznika nie zdecyduje się na atak lotniczy bez szans na jego szybkie zakończenie. Przewidywali oni również, że gdy wojna już wybuchnie to przedłużające się naloty doprowadzą do podziałów wśród samych sojuszników. Widziano też w tej sytuacji specjalne miejsce dla Rosji, która co prawda osłabiona gospodarczo straciła status super mocarstwa, lecz nadal była ważnym czynnikiem politycznym w tej części świata. Operacja ta miała również zapewnić bezpieczeństwo granic w przypadku gdyby NATO zdecydowałoby się na przeprowadzenie ataku lądowego z terytorium Macedonii i Albanii.

Operacja „Sojusznicza Siła” (Allied Force) przygotowywana była już od sierpnia 1998 roku, a trzon jej sił skoncentrowany była już w tym regionie w październiku 1998 r. Sama operacja, parokrotnie odwlekana, rozpoczęła się 24 marca, około godziny 20.00 (według niektórych źródeł była to godz. 19.00) gdy siły powietrzne NATO rozpoczęły działania bojowe nad Federalną Republiką Jugosławii. Cele interwencji NATO były następujące:

– Doprowadzenie do wstrzymana wszelkich działań wojskowych i natychmiastowe zakończenie przemocy i represji w Kosowie;
– Wycofanie z Kosowa serbskich i jugosłowiańskich sił policyjnych, wojskowych i paramilitarnych;
– Zawarcie porozumienia przewidującego obecność w Kosowie sił międzynarodowych;
– Wyrażenie przez władze serbskie i jugosłowiańskie zgody na bezwarunkowy i bezpieczny powrót wszystkich uchodźców oraz na nieutrudnianie dostępowi do nich organizacjom humanitarnym;
– dostarczenie przez stronę serbską wiarygodnej chęci przestrzegania postanowień tzw. porozumienia z Rambouillet w ustanawianiu politycznych rozwiązań w Kosowie w zgodności z międzynarodowym prawem i statutem ONZ.

NATO było gotowe powstrzymać swoje powietrzne uderzenia gdyby Belgrad jednoznacznie przyjął powyższe warunki i dające się udowodnić faktyczne wycofywanie swych sił z Kosowa zgodnie z natowskimi planami. Po wycofaniu się Serbów z Kosowa, miałoby się stać ono międzynarodowym protektoratem zorganizowanym na podstawie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Uwzględniałaby ona warunki wycofania sił serbskich, demilitaryzację Kosowa i ustanowienie międzynarodowej kontroli wojskowej, do której obowiązków należałoby m. in. ochrona wieloetnicznej ludności Kosowa i albańskich uchodźców, a także ustanowienie w Kosowie prowizorycznego międzynarodowego zarządu prowincji. Działania sił NATO w swym pierwszym wariancie zaplanowanym tylko na parę dni miały głównie na celu szybkie zakończenie działań wojennych prowadzonych przez FRJ przeciwko Albańczykom na obszarze całego Kosowa. Operacja Allied Force miała, z wojskowego punktu widzenia, osłabić i ograniczyć wojskowe oraz policyjne struktury, które jugosłowiański prezydent wykorzystywał do etnicznych czystek przeprowadzanych na Albańczykach.

Operacją Allied Force kierowało Naczelne Dowództwo Połączonych Sił Zbrojnych NATO w Europie (SACEUR) oraz podległe mu Dowództwo Połączonych Sił Zbrojnych NATO Europy Południowej (AFSOUTH), którego główny sztab mieścił się w Neapolu. Operacyjny nadzór nad codziennymi misjami lotniczymi sprawowało Dowództwo V Sojuszniczych Sił Powietrznych z siedzibą w Vicenzie we Włoszech.

Operacyjny plan Sojuszu OPLAN 10601 Allied Force składał się z pięciu podstawowych faz, które obejmowały szereg operacji zmierzających do uzyskania pełnej kontroli nad terytorium Kosowa. Rozkaz do rozpoczęcia nalotów uzależniony był od decyzji politycznych i militarnych Rady NATO. Operacja Allied Force wykonywała zadania określone przez Radę Północnoatlantycką, a fazy operacji różniły się stosownie do atakowanych celów i ich geograficznego położenia.

– FAZA 0 – podczas tej fazy, rozpoczętej 20 stycznia 1999 r. na podstawie decyzji politycznej większości państw NATO, siły powietrzne Sojuszu rozmieszczone zostały na przewidzianych lotniskach skąd miały wziąć udział w nalotach.

– FAZA I – prowadzenie ograniczonych działań powietrznych przeciwko z góry wytypowanym celom o znaczeniu militarnym. Faza ta rozpoczęła się 24 marca atakami wymierzonymi w jugosłowiańską obronę przeciwlotniczą (wyrzutnie rakietowe, punkty radarowe, urządzenia kontrolne, lotniska i samoloty) na terenie całej Jugosławii.

– FAZA II – zaczęła się 27 marca na skutek braku reakcji rządu jugosłowiańskiego, która do tego czasu nie podjęła inicjatywy pokojowej. Cele nalotów zostały rozszerzone na infrastrukturę wojskową oraz bezpośrednio w siły wojskowe stacjonujące w Kosowie (główne kwatery dowodzenia, koszary, instalacje telekomunikacyjne, magazyny broni i amunicji, zakłady produkcyjne i składy paliw). Rozpoczęcie tej fazy operacji było możliwe dzięki jednogłośnej decyzji członków Paktu Północnoatlantyckiego.

– FAZA III – hasłem do niej był szczyt NATO w Waszyngtonie w kwietniu 1999 r. W fazie tej doszło do znacznego rozszerzenia powietrznych działań przeciwko szczególnie ważnym celom o znaczeniu wojskowym na północ od 44 równoleżnika na obszarze całej Jugosławii. Po miesiącu powietrznej kampanii dla NATO stało się oczywiste, że dotychczasowa strategia nie była skuteczna. W kwietniu 1999r. na szczycie NATO w Waszyngtonie zdecydowano się na większą elastyczność w atakowaniu nowych celów w ramach fazy 1 i 2, które były konieczne aby osiągnąć cele taktyczne w Kosowie i strategiczne na terenie Jugosławii.

– FAZA IV – poparcie działań stabilizacyjnych w Kosowie.

– FAZA V – przegrupowanie sił i powrót wojsk do baz.

Faza pierwszą charakteryzowała się czasowym ograniczeniem i wsparciem stosunkowo niewielkich sił w przeprowadzaniu operacji powietrznych przeciw wojskowym celom w Federalnej Republice Jugosławii – wyłącznie przy użyciu precyzyjnych rodzajów broni. Dodatkowe działania poza FRJ miały na celu obserwacje pogranicza i ochronę powietrzną wojsk międzynarodowych znajdujących się w Bośni i Hercegowinie (SFOR) oraz samych państw członkowskich ze strony ewentualnych serbskich ataków. Wybór kategorii celów z zamiarem minimalizacji zadawanych szkód miał w tym czasie wielkie znaczenie przede wszystkim polityczne a nie wojskowe. Wykonanie tej fazy operacji Allied Force miało trwać 48 godz. po wydaniu przez Radę NATO decyzji o ataku. Ten plan działania został decyzją Rady NATO zatwierdzony 21 sierpnia 1998 r. Podstawowym celem fazy pierwszej było zmuszenie Miloševicia do wyrażenia zgody na podjęcie rokowań, których podstawą były by warunki stawiane przez państwa zachodnie, głównie Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Niemcy i Francję w Rambouillet. Część państw członkowskich NATO (głównie Francja) uważało, że byłoby to możliwe poprzez umiarkowany atak w przeciągu 5-7 dni bez niszczenia serbskiego potencjału militarnego i rujnowania gospodarki kraju. Ich przedstawiciele uważali także, że podobnie jak to było podczas wojny z oszczędzonym Irakiem w latach 1990 – 1991, niszczenie potencjału militarnego Jugosławii mogło by zburzyć równowagę sił w regionie, co z kolei mogłoby doprowadzić do następnych konfliktów i przez to należy tego zaniechać.

Kampania ta, w swym zamierzeniu, nie przewidywała wykorzystania amerykańskiej potęgi lotniczej do zmasowanych uderzeń na najważniejsze cele strategiczne i te sprzyjające dyktaturze Miloševicia. W planach operacji Allied Force nie stosowano podstawowych arkanów sztuki wojennej takich jak zaskoczenie, użycie przygniatającej przewagi militarnej czy nawet groźby interwencji lądowej i to kosztowało NATO więcej czasu, wysiłku i pieniędzy. Pomylono się również w swych kalkulacjach względem takich ludzi jak Milošević czy Šešelj od których spodziewano się szybkich ustępstw i dla których operacja sił NATO miała być przypuszczalnie tylko pretekstem do godnego oddania Kosowa. Sojusz nie odniósł sukcesu w tej pierwszej próbie zmuszenia Miloševicia poprzez ataki lotnicze do zaakceptowania proponowanych warunków i nie odniosło sukcesu w powstrzymaniu sił serbskich prowadzących czystki etniczne w Kosowie, które od 24 marca przybrały szczególnie szerokie rozmiary.

Początkowe powietrzne operacje odbywały się na dużych wysokościach ze względu na siłę jugosłowiańskiej obrony przeciwlotniczej. Samoloty latały nawet na wysokościach do 5 tys. metrów i atakowały w nocy przez co nie mogły wykonać szeregu zadań i manewrów zapewniających skuteczność ataku, a które związane były zdaniem części polityków z niepotrzebnym ryzykiem. NATO chciało w tym okresie zyskać przewagę nad Kosowem i resztą Jugosławii przez zneutralizowanie jugosłowiańskiego systemu obrony przeciwlotniczej. Potem samoloty sił sprzymierzonych mylnie zbombardowały tego samego dnia dwa konwoje uchodźców w pobliżu kosowskiego miasta Djakovica co wpłynęło na wprowadzenie nowej taktyki przewidującej loty na niższym pułapie pozwalającym lepiej identyfikować atakowane cele. Nowa taktyka stwarzała jednakże dodatkowe zagrożenie dla pilotów, czego przykładem może być sytuacja z początku maja, kiedy to strącony został amerykański samolot F-16. Taktyka ta rozszerzona została jeszcze o nowe cele na kwietniowym szczycie NATO, obejmując dodatkowo: rafinerie i składy ropy naftowej, linie komunikacyjne, linie elektryczne oraz ośrodki dowodzenia i sprawowania władzy w tym m.in. stacje przekaźnikowe i budynki skąd nadawano programy telewizyjne i radiowe.

Ataki powietrzne nie dosięgły kilku strategicznych celów z powodu sprzeciwu państw członkowskich NATO (szczególną rolę w negowaniu najróżniejszych celów odgrywała Francja), które obawiały się, że dalsze ofiary wśród ludności cywilnej mogłyby osłabić poparcie opinii publicznej dla tej operacji. Obawa ta była szczególnie silna po zbombardowaniu przez NATO chińskiej ambasady w Belgradzie, które spowodowało silne komplikacje polityczne ze strony Chin. Wydarzenia jakie po tym incydencie miały miejsce sprawiły, że Sojusz na blisko dwa tygodnie zaprzestał ataków na miasto w obawie aby takie pomyłki (!) nie miały więcej miejsca.

W połowie maja piloci NATO poruszając się w coraz lepiej znanym sobie terenie byli bardziej efektywni w atakowaniu armii jugosłowiańskiej. Piloci poznając teren Kosowa wiedzieli gdzie mogły znajdować się większe zgrupowania wojsk i je atakowali. Wpłynęło to na zmianę strategii prowadzonej przez wojsko FRJ. Zrezygnowano z koncentracji większych sił w jednym miejscu na korzyść rozczłonkowania wojsk na mniejsze grupy co osłabiło skuteczność ataków lotniczych NATO. Jednak strategia ta niosła też dla Serbów inne zagrożenia. Chodzi tu przede wszystkim o skuteczność w odpieraniu ataków UÇK, która prowadząc działania ofensywne z terenu Albanii była do tego czasu dość skutecznie neutralizowana. Po zmniejszeniu liczebności niektórych oddziałów armii jugosłowiańskiej, odporność na ataki UÇK zmalała i Albańczycy zaczęli odnosić pewne lokalne sukcesy.

Cele atakowane przez siły powietrzne NATO były bardzo różne, obok celów statycznych takich jak mosty, fabryki, czy składy broni atakowano cele, które przez cały czas się przemieszczały (czołgi, wozy opancerzone, samoloty) przez co zwalczanie ich wymagało szybkiej reakcji ze strony samolotów paktu. Często cele takie namierzane były dzięki zwiadowi satelitarnemu i o skuteczności ataku decydowała szybkość przeprowadzanych działań od przetworzenia informacji do wydania decyzji o ataku. Do ataku na takie cele używane były samoloty w różny sposób. Część samolotów pełniło służbę w powietrzu i tylko czekało na odpowiedni rozkaz, inne były w odwodzie na lotniskach a jeszcze innym zmieniano rozkazy podczas wykonywania pierwotnych misji.

Podczas pierwszych dwóch miesięcy działań powietrznych pogoda większości dni była dla NATO niekorzystna. Stałe niskie chmury pokrywające Kosowo i resztę Jugosławii zmuszały NATO do odwoływania wielu planowanych nalotów. NATO miało możliwość działania przy zachmurzonym niebie, ale zła pogoda nie była tylko jedynym ograniczeniem w skutecznym prowadzeniu nalotów. Jedna z ważniejszych przyczyn niedostatecznej skuteczności nalotów wynikała z ograniczenia celów tylko do obiektów wojskowych lub służących celom wojskowym, a w przypadku wątpliwości pilot miał rozkaz wstrzymania się od ataku. Latając poniżej chmur piloci mieli lepszą możliwość precyzyjnego wykonania ataku ale z technicznego punktu widzenia byli oni lepszymi celami dla jugosłowiańskich rakiet ziemia-powietrze, artylerii przeciwlotniczej i ognia broni ręcznej. Na takie ryzyko nie chcieli przystać politycy i to po obu stronach Atlantyku. Zapędy wojskowych hamowali nawet nowi sojusznicy – ulegając współczującej Serbom opinii publicznej rząd czeski sprzymierzył się z greckim w „inicjatywach pokojowych” i podkopywaniu wspólnego frontu sojuszników, a Węgry domagały się ograniczenia nalotów na cele położone w zamieszkałej przez węgierską mniejszość Wojwodinie. Na tym tle lojalnym sojusznikiem NATO okazały się być władze Polski. Sojusznikiem wojsk jugosłowiańskich okazała się być w początkowym okresie wojny pogoda, która sprawiała, że NATO mogło atakować siły lądowe tylko przez 15 proc. czasu.

Zasadniczym czynnikiem, który przyczynił się do zakończenia operacji Allied Force, było zdecydowanie Sojuszu szczególnie w końcowym okresie wojny. To zdecydowanie, nie tylko w kwestiach militarnych, w początkowym okresie operacji pozostawiało wiele do życzenia i miało znaczny wpływ na twarde stanowisko Miloševicia i na przedłużenie się wojny. Takie stanowisko Sojuszu wykorzystywał prezydent Milošević, który razem z Rosją uprawiał politykę zmierzającą do zaprowadzenie podziałów wśród samych państw członkowskich i przez to do rozpadu NATO. Trudno jest ocenić na ile efekty powietrznej kampanii przyczyniły się do przyjęcia przez Miloševicia warunków stawianych mu przez G-8 i NATO, a na ile była to obawa przed operacją lądową czy też siła sugestii Rosji, która uzyskując od Zachodu paromiliardową pomoc gospodarczą musiała czymś się zrewanżować. Jednak kampania, która zaczęła się dość niefortunnie dla NATO powoli ale systematycznie nabierała rozpędu i skuteczności i mimo, że w walce z siłami lądowymi jej skuteczność była dość ograniczona, to w przypadku ataków na infrastrukturę i przemysł kraju straty poniesione w przeciągu 11 tygodni bombardowań oceniano na większe od tych poniesionych podczas II wojny światowej. Jugosłowiańscy ekonomiści z tzw. G-17 oszacowali szkody spowodowane nalotami NATO na łączną kwotę 1,2 mld $, zaś straty ekonomiczne na około 29,6 mld $, choć oficjalne źródła rządowe mówią nawet o 200 mld $.

Gdy 3 czerwca prezydent Slobodan Milošević w końcu przyjął warunki zawarcia pokoju przedstawione mu przez wysłanników UE prezydenta Ahtisaariego i rosyjskiego wysłannika Wiktora Czernomyrdina, świat odetchnął z ulgą ale do pełnego zakończenia nalotów brakowało porozumienia z NATO, które nastąpiło dopiero 10 czerwca 1999 r. W efekcie porozumienia pokojowego do Kosowa weszły siły NATO, które pod nazwą KFOR miały strzec porządku i bezpieczeństwa w prowincji.